.

Bardzo proszę wszystkich czytających o głosowanie w ankiecie umieszczonej na dole strony.
Mam małą chwilę zwątpienia; nie jestem pewny, czy powinienem kontynuować pisanie tej historii i chciałbym poznać Wasze zdanie :)
Dodatkowo zachęcam do zaznaczania "reakcji" pod postami ;)
Z góry dziękuję!

Alexander III


Odeszła.
Obserwował ją, nasłuchiwał, póki nie upewnił się, że leży w łóżku. Wtedy odwrócił wzrok, skupiając swoją uwagę na istocie zmierzającej w jego kierunku.
Ubrany w błękitną pikowaną kurtkę sięgającą połowy ud, czarne spodnie i brązowy kapelusz zasłaniający cieniem twarz. Z pozoru zwyczajny mężczyzna w średnim wieku. Z pozoru.
Był już niewiele, może pięćdziesiąt metrów od Alexandra. Szedł powoli, spokojnym krokiem.
Zaczyna się – pomyślał Alex uśmiechając się szeroko. - Aktorzy na scenie, widowni brak. Jak podczas każdego takiego spektaklu.
Wciąż uśmiechnięty pstryknął palcami lewej ręki. Jego kontury zaczęły się rozmazywać, zanikać. Po kilku sekundach w powietrzu wisiały tylko jego usta rozciągnięte w szaleńczym uśmiechu. I one zniknęły.

~*~

Zło karmi się przerażeniem.
Każdy kiedyś się bał. Czy na co dzień, czy w snach nawet o tym nie pamiętając.
Każdy.
Czy to z własnej woli, czy za Ich sprawą.

Większość poluje tylko nocami. Opatulają gęstą siecią swych macek niczego nie spodziewający się umysł. Wbijają jeden kieł. Wątpliwości, strach. Później spijają łapczywie to, co nękany umysł ofiary zdołał wytworzyć.
Niektórzy niszczą jednego. Inni całe miliony. Macki jednych prowadzą do szaleństwa, drugich sięgają ponad kontynenty. Gdy dotknie cię jesteś zgubiony. Tracisz całą swoją wolę i stajesz się zwykłą przekąską. Twoje życie nie ma już znaczenia. Od Niego tylko zależy, czy pozwoli ci wciąż trwać jak przedtem.
Wiele z nich doszczętnie niszczy, czerpiąc rozkosze z twej śmierci. Częstokroć to najlepsze, co możesz im dać. U większości ludzi największy strach to właśnie strach przed śmiercią. Choć zapewne niewielu przyzna się doń przed samym sobą.
Zło karmi się przerażeniem. Oni karmią się przerażeniem. Oni są Złem.


Już od wieków trwa walka, w której ludzie są tylko nieświadomym niczego obiektem.
Wojna toczy się właśnie o nich. Wszyscy chcą wykorzystać ich do swoich celów a jednocześnie zniszczyć przeciwnika.
Obiekty nie mają pojęcia o sprawie. Dokłada się największych starań by tak pozostało.

Przed około dwustu laty zawarto pakt między dwoma zwaśnionymi rasami. By ochronić ludzi usunięto wojska, wojowników, wycofano zbrojny front.
Siłą wprowadzono pokój, rozdzielając między siebie terytorium.
Szybko jednak wszystko zaczęło się sypać. Istoty wciąż pragnęły więcej, a też w ich naturze nie było ani trochę uczciwości.
Klasy rządzące wiodły prym w podwójnej grze, dbając jedynie o to, by ich ręce były czyste.
A pomniejsi władcy tworzyli armie w poszukiwaniu władzy lub zemsty.

Konflikt wciąż trwał, lecz wrogów pozbywano się skrycie. Zniknęło coś takiego jak otwarta walka. Królowały tajemnice i podstępy.
Jednej z ras o wiele bardziej zależało na ludziach – wszak byli oni Ich warunkiem życia, pokarmem. Dlatego to oni pragnęli bardziej.

Pewnego dnia, po kilku latach względnego spokoju, wybuchł konflikt ostateczny. O jednej porze wszyscy żywiący się strachem zaatakowali nieprzygotowanych wrogów.
Najważniejszych i najsilniejszych zniszczono. Niedobitki w postaci starców i kobiet musiały zacisnąć wargi i pogodzić się z nową sytuacją.
Uznani za niegroźnych zachowali swoje niewielkie posiadłości, jednak dawna chwała zniknęła, niczym pył rozwiany wiatrem.

Demony Snów popełniły jednak brzemienny w skutkach błąd. Nie doceniły kobiet.

Wykorzystując fakt, iż wrogowie kompletnie się nimi nie interesują stworzyły własną, ukrytą potęgę.
Miała na imię Villemo, i w starych księgach, przekazach, a także własnej naturze odkryła klucz.
Jej rasa mogła ratować ludzi przed śmiercią, dając im swoją krew. Miało to jednak swoją cenę. Człowiek ten stawał się podobnym do stwórcy, nie starzał się, nie mógł też umrzeć. Owszem, odnosił rany, ale goiły się one jakkolwiek poważne by nie były. Mógł również 'zmieniać' swoje ciało, przykładowo w diamentową broń. To była jednak indywidualna cecha każdego z nich.
Villemo stała się pierwszą królową, która poznała jaka moc drzemie w jej krwi. Stworzyła rasę Rycerzy. Kawalerzystów.
Odbudowała potęgę, jednak na innych niż wcześniej zasadach.

Od tamtej pory Królowe żyją miedzy sobą w zgodzie, rządząc każda nad swoimi grupami Rycerzy. Są oni ich armią, dzięki której trwają w spokoju i bez zmartwień, jakie mogłyby im przysporzyć Demony Snów.
Pokój znów jest utrzymywany jednak jedynie dlatego, iż rasy nie chcą wchodzić sobie w drogę. Każdy żyje i snuje podstępne intrygi tylko na własny rachunek.
Istotę jawnie wszczynającą zbrojne konflikty traktuje się z pogardą i odrzuceniem.


Był jeszcze jeden. Viljar. Ostatni z ocalałych. Żył w ukryciu, przemieszczając się z miejsca na miejsce. W sercu wciąż chował urazę do Demonów, żyjąc pragnieniem zniszczenia ich wszystkich. To jego zemsta – Demony te pozbawiły go jedynej, którą naprawdę kochał. Była człowiekiem i największą słabością Viljara. By go zniszczyć, właśnie to perfidnie wykorzystano.
Wtedy... Błąkał się samotnie po świecie żyjąc jedynie nienawiścią.

Zdarzenia pewnej grudniowej nocy także wpłynęły na sytuację i bieg przyszłych wydarzeń.
Miało to miejsce w pewnej niewielkiej Norweskiej wiosce gdzie mieszkała Ingrid. Była ona królową oficjalnie panującą nad ogromnymi okolicznymi terenami, jednak w praktyce w zupełności wystarczał jej domek, ogród różany i sad.
Nie przejmowała się władzą, nie obchodziła jej ta cała polityka i zimna wojna. Chciała żyć w ciszy i spokoju. Miała jednego Rycerza. Imię jego brzmiało Karl, a pochodził z sąsiedniej wioski. Nie był wojownikiem, strażnikiem czy niewolnikiem. Był zwykłym chłopakiem, który kochał i został pokochany przez kobietę należącą do innej rzeczywistości. Uczyniła go Rycerzem by mogli być razem. I byli.
Do czasu.

Jeden z potężnych władców Demonów postanowił zagarnąć dla siebie terytorium Ingrid. Było tam mnóstwo podatnych ludzi. Istny Raj.
Był osobą gwałtowną, lubującą się w działaniach siłowych. Nie pytał o nic.
Zaatakował, akurat wtedy, gdy Karl przebywał w najbliższym mieście.
Ingrid została zamordowana, jej własność skradziona.
Pozostał tylko Kawalerzysta, pragnący zemsty.

Podobna historia miała miejsce nie tak dawno temu. Zginęła Królowa Katherine, zostawiając po sobie trzydziestu pięciu Rycerzy.
Byli oni jednak jej niewolnikami, spętanymi sidłami miłości, zarówno fizycznej jak i emocjonalnej. Łączyła ich przyrzeczona więź.
Z jej powodu wielu niedobitków z rozpaczy i tęsknoty popełniło samobójstwa. Pozostało jedenastu.

W wyniku podjętych starań odnaleźli oni i dołączyli wraz z Karlem do Viljara.
Wszystkich jednoczył wspólny cel.
Walcząc z Demonami stali się odrodzonym zbrojnym ramieniem Rodu. Nie podlegali jednak żadnym prawom i zwierzchnictwom. Mieli własne zasady i tylko ich przestrzegali.
Pierwszą z nich była zemsta. Drugą – niszczenie wroga. Trzecią zaś.... ukrywanie swego istnienia za wszelką cenę. Także przed ludźmi.
Tylko tyle o nich wiedziano, zdradzenie szczegółów zaś karano śmiercią ostateczną.
Dołączenie do nich było rzeczą na całe życie.
Jednakże... Egzystencja Kawalerzystów bez swych Królowych nie ma żadnego sensu i znaczenia. Stąd też bez wahania oddali swoje życia w imię sprawy.

 ~*~
Alexander przeniósł swą postać za plecy idącego mężczyzny.
Zwykły człowiek nie byłby w stanie zobaczyć czarnej aury bijącej od jego oczu jak i równie czarnych widmowych macek biegnących w stronę pobliskich okien oraz mieszkań. Tak, Demon spijał strach tu mieszkających, jednak był lekkim długodystansowcem. Nie potrafił niszczyć.
Żadne wyzwanie.
Alex wysunął przed siebie prawą rękę. Miast dłoni miał ostro zakończony jakby metalowy kieł.
Nie czekając ani też się nie zastanawiając przebił serce Demona stojącego przed nim.
Pierś tamtego unosiła się i opadała łapiąc ostatnie chwile życia.
Alexander wyszarpnął dłoń spoglądając z satysfakcja na błyszczące pod warstwą krwi srebro. Uśmiechał się.
Demon upadł na kolana. Jego ciało godziło się z nadchodzącym. Macki zniknęły, tak jak i blask oczu. Teraz wyglądał jak normalny człowiek.
Jesteś jej Kawalerzystą? - wychrypiał.
Uśmiech na twarzy chłopaka zniknął, mina wyrażała jedynie szok.
O kim Ty.. co? - wykrztusił.
Jednak w tym samym momencie mężczyzna skonał, pozostawiając Alexandra bez odpowiedzi.
Jego zwłoki zamieniły się w szary pył, który natychmiastowo porwał nagły podmuch wiatru.
Alex stał nieruchomo przez chwilę. Spojrzał w niebo, jeszcze bardziej zagubiony niż przedtem.

2 komentarze:

  1. Brak słów. Mam jedynie nadzieję że to co jest tu napisane ujrzy światło dzienne w papierowej odsłonie pachnące świerzym atramentem i nieprzeciętnym talentem. Naprawdę dobra robota.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostanie wydane chyba tylko wtedy, kiedy sam się za to zabiorę :P
    Wydawnictwa nie lubią, kiedy jakaś historia była już publikowana. ;)

    Tylko ten nieprzeciętny talent... Kurcze, gdzie ja go znajdę xD

    Dziękuję za miłe słowa. Doceniam to :)

    OdpowiedzUsuń

Czy kontynuować pisanie?