Dziękuję Wszystkim za 1 000 wyświetleń!
Oby tak dalej :)
Bardzo przepraszam za spóźnienie oraz rozdział, który mocno odstaje stylem od poprzednich.
Ciągle próbuję czegoś nowego ;)
Zachęcam do głosowania w ankietach na dole strony i zostawienia komentarza.
Pozdrawiam!
Miłego Czytania!
______________________________
Pusta ulica niknąca w mroku.
Zaczyna się jako odnoga Spruce Street, jednej z bocznych uliczek miasteczka. Stojąc na jej początku, nie jesteś w stanie zobaczyć ukrytego w ciemnościach końca. Ludzie jakby zapomnieli o tej drodze. Nikt z niej nie korzysta, w dodatku przez wiele lat obrosła legendą. Nie wiedziano nawet, jaką nazwę niegdyś nosiła; teraz zwano ją tylko Dead End. Nie było do końca jasne, czy chodziło jedynie o to, że uliczka jest ślepa, czy nazwa miała jakieś bardziej "śmiertelne" pochodzenie.* Po obu jej stronach rósł gęsty ciemny las. Migotało światło starej latarni. Nietknięta warstwa śniegu pokrywała równomiernie chodnik i asfalt.
Cisza i bezruch.
~*~
Samotna postać pogwizdując skręciła na Dead End, niszcząc nieskazitelną powierzchnię śniegu. Szła niespiesznie, ignorując mróz i groźny szum drzew. Patrzyła w niebo usiane gwiazdami. A właściwie patrzył. Był to chłopak, na oko dziewiętnastoletni. Miał ponad 190 cm wzrostu, niemal chorobliwie szczupłą sylwetkę, a do tego długie rude włosy, intensywnie niebieskie oczy i twarz elfa. Pomimo chłodu nie nosił kurtki, jedynie granatową bluzę, której kaptur naciągnął na głowę.
Nie mieszkał w okolicy, jednak słyszał wiele historii o Dead End. Mówiło się, że ludzie giną, często nie docierając nawet do jej połowy. Krążyły plotki o starym domu na końcu ulicy, zamieszkanym przez wiedźmy lub ghule. W niektórych opowieściach złe istoty opanowały okoliczny las.
Nawet przejeżdżając lub przechodząc Spruce Street niektórzy słyszeli szepty, krzyki lub bliżej niezidentyfikowane dźwięki dobiegające z Dead End i lasu. Nie brakło również wzmianek o błyszczących ślepiach wpatrujących się w przechodniów...
Cóż, brzmiało to trochę naciąganie, ale i tak są ludzie uwielbiający takie historie. Jednym z nich był właśnie rudowłosy - wiedziony ciekawością, motywowany nudą, postanowił na własnej skórze odczuć klimat Dead End.
Niestety nic się nie działo. Dotarł już niemal do granicy światła - dalej nie było lamp, jedynie ciemność - gdy zaczął się z lekka nudzić. Zatrzymał się i rozejrzał, ulica wyglądała jednak całkiem zwyczajnie. Wzruszył ramionami, a pogwizdywanie zastąpił śpiewaniem na cały głos "Piece of Me" zespołu Skid Row.
-Sleazin' in the city | Lookin' for a fight | Got my heels and lookin' pretty |On a Saturday night, night, night!
Ruszył przed siebie podrygując do rytmu. Minął granicę światła i nie zwalniając brnął przez mrok.
Nie zauważył sylwetki ukrywającej się w zaroślach.
Przyglądała mu się uważnie, obserwując każdy krok chłopaka.
Po chwili zniknęła.
~*~
Zatrzymał się przed starym budynkiem. Przechylający się w prawą stronę, dość duży, jednak mocno zniszczony. Niektóre z okien zabito deskami, inne były tak brudne, że nie można było nic przez nie zobaczyć. W dachu okrytym zmurszałymi dachówkami widniała ogromna dziura; już przed laty musiał zapaść się spory jego fragment. Dom niemal pochłonął las. Rósł po bokach i z tyłu, prawie sięgając frontowej ściany.
Do drzwi prowadziło kilka schodków, jednak śnieg nie pozwalał ocenić ich stanu.
- "Ludzie giną zanim dotrą do połowy Dead End", mit obalony. Ale faktycznie jest tu jakiś dom. - Rudowłosy uśmiechnął się szeroko. - To teraz sprawdźmy czy znajdę ghula.
Bez wahania podszedł do wiekowych wrót. Dwuskrzydłowe, z dwiema połyskującymi nieśmiało kołatkami. Nie namyślając się pchnął drzwi. Zdziwił się stwierdzając, że nie były zamknięte. Wszedł do środka, zapalając niewielką latarkę wyjętą z kieszeni.
Budynek nie sprawiał wrażenia bezpiecznego, chłopak jednak nic sobie z tego nie robił. Spokojnie wędrował po domu, nie natrafiając na nic ciekawego. Na gzymsie kominka w salonie znalazł kilka ramek na zdjęcia, były jednak bez wyjątku puste. Na piętrze również nie widział niczego interesującego. Ot, pusty i stary dom, nic ponadto. Przez chwilę rozważał wejście na strych, odrzucił jednak ten pomysł, gdy przypomniał sobie stan dachu. Jedynym miejscem, którego jeszcze nie sprawdził była...
- Piwnica. Jeśli tam nic nie znajdę, to widać nie mam tu nic więcej do roboty. - Znów zaczął pogwizdywać, szukając jakichś schodów prowadzących w dół.
Nie było to jednak tak proste jak myślał. Zaryzykował nawet spacer wokół domu i pukanie w ściany, nie dało to jednak efektu. Był przekonany, że piwnica musi tu być, zaś trudność w znalezieniu wejścia jeszcze bardziej go nakręcała. W końcu zaczął zwracać uwagę na szczegóły. Dostrzegł, że warstwa kurzu na podłodze była znacznie cieńsza na trasie drzwi frontowe-salon, co więcej jedna z książek na regale, przy którym szlak się kończył, wyglądała na całkiem niedawno wyjmowaną.
Chłopak zaśmiał się serdecznie na widok tak oczywistego tajnego przejścia. Podszedł do półki i odczytał tytuł widniejący na książce.
- Hmm... „Cultes des Goules”. Nic mi to nie mówi. Ale ciekawie brzmi! - Wyciągnął rękę próbując zdjąć książkę.
O dziwo poszło mu to zdecydowanie zbyt łatwo. Nie otwierał jej, bardziej zainteresowany regałem. Na jego tylnej ścianie zauważył dźwignię. Przesunął ją w górę.
Regał odskoczył od ściany, ukazując niewielką ciemną szparę. Rudowłosy bez zastanowienia chwycił za nią i pociągnął do siebie.
Jego oczom ukazał się niewielki pokój. Uśmiechnął się, widząc schody znajdujące się po prawej stronie pomieszczenia. Od razu do nich podszedł, a gdy przekonał się, że są w miarę stabilne, rozpoczął schodzenie w dół.
Piwnica została podzielona na pomniejsze pokoje, niektóre nawet z drzwiami, jednak nie dostrzegł w nich nic ciekawego - jedynie kilka sztuk starych mebli, niektórych nawet zdatnych do użytku. Już miał zawrócić, gdy za jednymi z zamkniętych drzwi dostrzegł światło. Wyszczerzył zęby i zgasił latarkę. Podszedł do drzwi i otworzył je z impetem. Uderzyły o ścianę, zaś chłopak dostrzegł przebywające w pomieszczeniu dwie postacie. Jedna z nich miała czarne włosy i stała pod przeciwległą ścianą. Druga, z włosami w kolorze blond, czuwała na środku pomieszczenia. Obie patrzyły na niego.
- Cześć! Jestem Dominik. - powiedział głośno, uśmiechając się od ucha do ucha. - Czy to wy jesteście tymi ghulami albo wiedźmami, które ponoć tu mieszkają? Bardzo chciałem was poznać.
Po tych słowach bez skrępowania wszedł do pokoju.
Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
~*~
Gdy przez kilka dni Dominik nie dał znaku życia, został przez okolicznych dopisany do listy ofiar Dead End.
~*~
__________________________________________________________________________
*w języku angielskim dead end oznacza ślepą uliczkę; samo dead można przetłumaczyć jako martwy, nieżywy. -przyp.autora.
Prezentowana tu wersja jest wersją beta, co oznacza, że nie przeszła żadnej korekty.